FreeNAS kontra Openmediavault - wygrywa... Unraid
W swojej przygodzie z NAS'ami dotarłem do momentu ostatniego firmowego NAS'a z systemem preinstalowanym. Był to Synology DS1511+.
Co było dalej? Doszedłem do wniosku, że w związku z tym, że za każde urządzenie "zamknięte" trzeba słono zapłacić, a za urządzenie z dobrymi parametrami do moich zastosowań trzeba zapłacić jeszcze więcej, poszedłem inną drogą. Postanowiłem stworzyć swojego włanego NAS'a i zainstalować na nim system Linux a dokładniej Debiana lub jakąś dystrybucję debianopodobną. Zakupiłem na rynku wtórnym płytę główną Della'a niestety dość uciążliwą w obsłudze ponieważ wyciągnietą z jakiegoś firmowego komputera biurowego z dziwnymi łączami - jakaś listwa z przyciskami i kontrolkami, która pasuje tylko do oryginalnej obudowy firmy Dell. Nie ważne. Ważne co było jeszcze. Na płycie znajdował się Intel i7 2600 + 16GB RAM. Procesor bez literki K - czyli niepodkręcalny. Dawało mi to pewność, że nikt z tym procesorem nic nie kombinował. Procesor sam w sobie niezniszczalny. 16GB RAM to ilość pamięci, która w zupełności wystarczy do fajnego NAS'a. Zresztą więcej i tak płyta którą zakupiłem nie obsługiwała. Do tego na wszelki wypadek dokupiłem fajne chłodzenie pomimo, że miałem w tym "zestwie" stockowe ale już dość stare. Obudowę miałem z demobilu, a dyski twarde już czekały wyjęte ze sprzedanego Synology DS1511+. Pozostał jeszcze system. Padło na Debiana...
Mój NAS na Debianie...
Postanowiłem zainstalować Debiana i był to dobry wybór. Wszystko chodziło fajnie ale też wszystko musiałem realizować w terminalu. Dużo usług musiałem konfigurować "z palca" i choć nie boję się konsoli to jednak za wygodne to nie było. Kiedyś może i trzeba było bawić się we wszystko w konsoli ale teraz? Celowo nie instalowałem środowiska graficznego, nawet tego najprostszego aby oszczędzać zasoby. Może niepotrzebnie bo cały poskładany przeze mnie zestaw miał zasobów aż nadto do tego co na nim "stało". Może dobrze też, że nie zainstalowałem środowiska graficznego bo nie zaprzestałem poszukiwania czegoś na wzór Synology czy też QTS (oczywiście nie w tak beznadziejnej formie jak QTS). Czyli systemu, a może właściwie nakładki na system którą będzie się obsługiwało wygodnie przez przeglądarkę www i będzie możliwość wygodnego instalowania oprogramowania i konfigurowania NAS'a. Spróbowałem webmin'a ale to nie było to. NAS sobie działał z webmin'em ale ja wiedziałem, że to nie to i równocześnie instalowałem kolejne wirtualne maszyny z NAS'ami. Wśród kilku testowanych "zawiesiłem oko" na dwóch: FreeNAS oraz Openmediavault (OMV).
FreeNAS i Openmediavault na wirtualkach.
Zaczęło się od FreeNAS. System bardzo mi się podobał choć koniec końców właściwie nie wyszedł poza wirtualkę. Wprawdzie to nie Linux w którym czuję się najlepiej ale jednak system unixowy. Podane to było bardzo fajnie. Miałem wrażenie, że jako wirtualka działał jakoś ociężale ale właśnie wirtualizacją sobie to tłumaczyłem. System łatwy do opanowania, z fajnym i rozsądnie podanym gui obsługiwany przez przegladarkę (bo o coś takiego mi chodziło). Technicznie? Fajny system plików, pule pamięci oraz migawki przekonywały. Docker działał ale w repo nie za wiele propozycji choć te które były w zupełności mi wystarczały. Natknąłem sie na problem kodowania polskich znaków w SMB co strasznie mnie wkurzało. Zostawiłem to nierozwiązane ponieważ bardziej z obu systemów zainteresował mnie
Openmediavault...
Openmediavault (w skrócie OMV) jest to po prostu odpowiednio spreparowany Debian z nakładką do zarządzania systemem przez www. Świetna sprawa. O coś takiego własnie mi chodziło. System miał wszystko czego potrzebowałem. Co bardzo fajne w tym systemie część pakietów można instalować natywnie w systemie np. Plex, Emby lub też w dockerze. Wybór zależy tylko od nas. System fajnie się konfiguruje - jest praktycznie w całości spolszczony. Można też, w razie jakieś draki działać poprzez konsolę, która jest widoczna na ekranie podłączonego do sprzętu monitora. System instaluje się na dysku twardym lub też na pendrive. Do tego dochodzi działający Virtual Box dzięki któremu możemy wirtualizować systemy. Jednym słowem wszystkie zalety debiana z fajnym gui obsługiwanym przez www. System jest darmowy twórcy proszą jedynie o jakiś free datek.
System bardzo mi się spodobał i postanowiłem zaorać Debiana którego miałem na swoim NAS i zainstalować OMV. Wszystko fajnie sobie pokonfigurowałem. Działało fajnie... powiem szczerze bardzo fajnie. Gdzieś tak przez 10 miesięcy. W międzyczasie udało mi się zakupić serwer Dell PowerEdge T20. Za bardzo fajne pieniądze nowa maszyna. Dokonałem w nim drobnych upgrad'ów (procesor na Xeon co widać na zdjęciu oraz pamięć RAM). Doszedłem do wniosku, że zrobię z niego serwer backup'owy włączany od czasu do czasu do zrobienia backup'u podstawowego NAS'a. Zainstalowałem na nim najnowszą wersję OMV o numerze 5. I całe szczęście, że tak zrobiłem bo okazało się że twórcy OMV nie dość, że zrobili trochę zmian w samej nakładce to jeszcze nie do końca ją przetestowali i zaraz po instalacji serwer był praktycznie nieużywalny. Z racji tego że służy mi on tylko na backup i praktycznie niczego innego na nim nie robię to się tym zbytnio nie stresowałem bo akurat te usługi które są mi potrzebne do backupu działają dobrze. Jednak dzięki doświadczeniu z instalacją OMV 5 na serwer backup'owy wiedziałem, że nie mogę zainstalować tej wersji na mój podstawowy NAS. NAS, który już wówczas opierdzielał u mnie bardzo wiele rzeczy na systemie w wersji czwartej. Jedną z nich był Virtual Box na którym instalowałem wirtualne systemy w celu przetestowania pewnych programów.
Tak się akurat złożyło, że w tym czasie potrzebowałem sprawdzić instalację najnowszej wersji redmine'a. Czyli wirtualka Linux'a i jazda. Niestety zaczęły się dziać dziwne... bardzo dziwne rzeczy. Po jednej z aktualizacji Virtual Box'a praktycznie nie dało się używać wirtualnych maszyn. System się wykrzaczał i po zawodach. Nie pomogła instalacja w konsoli bo nakładka na Virtual Box'a zarządzana przez gui OMV przez cały czas krzyczała o błędach i nie można było nic zrobić. Wirtualne maszyny były widziane ale nie udawało się ich uruchomić. Trochę mnie to zdenerwowało bo akurat wtedy potrzebowałem tych rzeczy na już. Jakoś sobie z tematem poradziłem ale to dało mi bardzo do myślenia. Pomimo, że przeczesałem internet aby znaleźć rozwiązanie problemu żadne z podanych tam rozwiązań nie skutkowało. Dokonałem reinstalacji systemu "na czysto". Na całe szczęście system miałem zainstalowany na pendrive więc obeszło się bez szkody dla danych na dyskach w macierzy. Temat redmine'a w końcu szcęśliwie zrealizwałem ale w związku z problemami jakie miałem stanąłem po raz kolejny przed pytaniem: czy to jest wlaśnie system na mojego NAS'a? Niby wszystko chodziło fajnie aż się nie spierdzieliło... i to w momencie kiedy najbardziej potrzebowałem żeby dobrze działało.
Pochyliłem się w tym momencie nad dystrybucją Rockstor. Niby fajnie to wyglądało ale płacenie za rok 20$. Openmediavault miałem za darmo. Nie byłem przekonany do tego systemu a i w wirtualce wyskakiwały problemy np. instalacja plex'a w docker. Odrzuciło mnie....
Unraid...
Szukałem dalej i gdzieś na jakimś forum nagle trafiłem na posta z tematem FreeNAS i Unraid. Jakieś porównanie czy coś. WTF? Co to jest ten Unraid. Wiele widziałem różnych nazw ale to? Nexentastor, EasyNAS, XigmaNAS i parę innych nazw gdzieś widziałem, ale to? Dawaj mi tu youtube'a. Popatrzyłem na parę filmów i... Nieeeeee, kuźwa jak to wygląda? Co to jest za gui? Z drugiej strony gui Rockstor też mi się tam jakoś specjalnie nie podobało więc spróbujmy. Poszedłem w tym kierunku i na chwilę obecną cieszę się z mojej decyzji. O testach, a właściwie instalacji unraid w kolejnych wpisach...